Postanowiłem odrobinę odmienić swojego bloga. Od tej pory będę gadał, a raczej pisał. Nie żebym był w tym szczególnie dobry, ale żeby przekazać kilka prostych wskazówek i informacji pewnie wystarczy. Wskazówek na temat fotografii rzecz jasna. Spróbuję w kilku słowach i obrazkach pokazać jak można osiągnąć prezentowany w danym poście efekt. Być może znajdzie się ktoś, komu cała ta pisanina podsunie pomysł na własne zdjęcia.
Skoro niniejszy blog tkwi w sieci już od jakiegoś czasu, a ja postanowiłem opisać jego zawartość dopiero dziś oznacza to, że będę musiał edytować wiele, wiele postów wstecz. Warto więc zerknąć czasem do historii. Może znajdzie się tam coś ciekawego.
W dzisiejszym poście bardzo łatwy do wykonania portret urodowy.
Najważniejszą jego częścią jest oczywiście śliczna modelka. Jeśli ma na głowie zająca (może być syntetyczny) to jeszcze lepiej. Jak widać dodaje masę uroku. Kilka innych gadżetów również może się przydać. Jeśli masz szczęście Twoja modelka sama zadba o te wszystkie cudeńka. Jeśli nie, musisz zrobić małe rozpoznanie w modzie, lub pogadać z zaprzyjaźnioną stylistką.
W portretach urodowych dobry makijaż jest konieczny. Jeśli nie jesteś alfą i omegą możesz nie znać się na makijażach (w końcu Ty robisz zdjęcia). W takim przypadku należy się zaprzyjaźnić z wizażystką, albo udać się na stosowny kurs.
Kiedy modelka jest gotowa do zdjęć należy ją należycie oświetlić. 'Należycie' pewnie oznacza zupełnie różne rzeczy dla różnych ludzi, więc każdy decyduje sam. Nie trzeba się kłócić. Wspólnie z Monią uznaliśmy, że 'należycie' w tym wypadku to bez fajerwerków. Pilnowałem więc, by światło pozostawało proste, dość ostre i rześkie. W tym celu ustawiłem jedną lampę na prawo, trochę powyżej aparatu. Na tyle wysoko by cienie na buzi modelki padały w zwyczajnym kierunku, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli z góry na dół. Mogłem oczywiście zrobić na odwrót, ale pewnie Monika nie byłaby zadowolona gdyby jej nos rzucał długi cień na czoło.
Ustawiając światło pod kątem około 45 stopni od osi Model-Aparat uzyskasz bezpieczne (dla niektórych pewnie nudne) światło.
Jako, że buzia Moniki jest wzorowo gładka nie musiałem się troszczyć o rozpraszacze. Lampę oprawiłem więc w odbłyśnik, a światło puściłem przez malutki filtr foliowy, żeby było odrobinę równiejsze. Jeśli nie dysponujesz sprzętem studyjnym, podobny efekt uzyskasz świecąc halogenem budowlanym z Castoramy przez gładką reklamówkę z Tesco. Poważnie. Ale uważaj, reklamówka pewnie spłonie, jak przesadzisz z odległością do żarnika.
To samo światło oświetla białe tło. Jego jasność ustalisz doświadczalnie przesuwając modelką bliżej lub dalej od tła.
Jedno małe światło, tyle zalet. Są też wady. Jedno małe światło to duży kontrast. Dlatego całkiem blisko Moni, po lewej stronie wisi wielka biała blenda, która odbija światło z lampy w zacienione miejsca. Jak nie masz blendy, powieś białe prześcieradło. Druga blenda, srebrna odbija światło od spodu rozświetlając cienie pod nosem i szyją. Z tą blendą jest więcej roboty niż z dużą białą, bo odbicie bezpośrednie z blendy srebrnej jest kierunkowe, czyli musi trafiać w precyzyjne miejsce, a modelki się wiercą (na szczęście z resztą). Albo więc będziesz latać ze statywami tam i z powrotem, albo poprosisz o pomoc swojego niewidzialnego kolegę. W tym przypadku celne zajączki puszczał Artur, który jest równie dobry w dmuchaniu wiatrakiem czy wytrwałym podtrzymywaniu ciężarów na planie zdjęciowym. Jeśli nie masz srebrnej blendy, to przyklej folię aluminiową (masz w szufladzie w kuchni) do arkusza styropianu. Jak nie masz Artura, to masz przechlapane.
Teraz jeszcze wiatrak żeby włosy fajnie latały i do dzieła.