Czyli Backdoor to heaven
Tytułowe "Backdoor to heaven" z języka angielskiego przetłumaczyć można jako "Przez tylne drzwi do nieba", co oznacza mniej więcej tyle, co wśliznąć się ukradkiem w miejsca niedozwolone, by zaznać rozkoszy niebiańskich.
W kontekście wydarzeń ostatniego tygodnia nie mogę oprzeć się skojarzeniu tego wyrażenia z filmami pornograficznymi z kategorii hardcore lub ewentualnie z całkiem obrazowymi, potocznymi wyrażeniami ilustrującymi doznania bycia wykorzystanym do czyichś celów bez uprzedniego wyrażenia na to zgody.
Przyznać muszę, że nie zawiodłem się, a skandalem zostałem zaatakowany już podczas kontemplacji drugiej pracy, która okazała się moim zdjęciem skradzionym z internetu i wystawiona jako dzieło Przemka Jeżmirskiego.
Niezmiernie ucieszony takim rozwojem wypadków podszedłem do artysty, by się przedstawić. Nie miał pojęcia, kim jestem. Dowiedziawszy się, uraczył mnie pięciominutowym monologiem opisującym jak wszedł w posiadanie wspomnianego zdjęcia w międzyczasie dając wyraz swojej pełnej świadomości sytuacji w jakiej się obaj znaleźliśmy.
|
Konfrontacje - otwarte spotkanie dyskusyjne. Od lewej: Nagi Mężczyzna, prof. Irma Kozina, Adrian Chorębała, Artysta |
Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego, aczkolwiek bardzo ciekawego wykładu prof. Irmy Koziny na temat historii skandalu w sztuce, którego przesłanie jest takie, iż artyście wolno więcej, a sztuka jest papierkiem lakmusowym badającym reakcje społeczeństwa. Nie można się z tym nie zgodzić, czego dowodem jest bohater spotkania, którego elastyczny kręgosłup moralny pozwala mu na więcej bez żadnych oporów, zaś reakcja publiczności w osobach zbulwersowanych nauczycielek wskazała, iż w Polsce papierek lakmusowy gwałtownie barwi się na czerwono za sprawą nagiego mężczyzny, lecz nie wykazuje żadnej reakcji na kradzież.
Po wystąpieniu prof. Koziny nastąpił czas obiecanej konfrontacji, która z konfrontacją miała niewiele wspólnego, za to była czasem swobodnego monologu artysty na temat swojej twórczości.
W trakcie wystąpienia, artysta wspomniał mimochodem o sytuacji z przywłaszczeniem sobie zdjęcia i moim niefortunnym tego faktu odkryciem, przedstawiając sprawę w kategoriach "zabawnej historii". Temat nie wzbudził większego zainteresowania (papierek lakmusowy nie zabarwił się) i przez to nie doczekał się kontynuacji. Następnie artysta gładko przeszedł do opisu swojego kodeksu moralnego, którym kieruje się uprawiając swoją sztukę i kodeks ten nie zezwala na krzywdzenie czy obrażania drugiego człowieka. Przywłaszczenie sobie cudzej własności w naturalny sposób jest z tego kodeksu wyłączone, gdyż za sprawą słówka SOBIE nie tyczy się drugiego człowieka.
W trakcie "Konfrontacji" pojawił się przykład zapewniający, iż większy artysta może pozwolić sobie na jeszcze więcej. Przemek Jeżmirski jest doktorantem na katowickiej ASP, stąd wnioskować można, że w przyszłości zobaczymy bardziej spektakularne nadużycia, do których artysta posunie się, by sprawdzić reakcję papierka.
Wysłuchawszy wystąpień dyskutantów, tknięty niepokojącym przeczuciem, zapytałem prof. Kozinę o aurę.
Według Waltera Benjamina w dobie reprodukcji technicznej dzieło traci swoją aurę*.
|
Byle-zdjęcie roztacza aurę autentyczności w przestrzeni galerii |
Otóż zdjęcie, o które cały ten ambaras, to obraz bez żadnych aspiracji artystycznych, stworzony na życzenie portretowanej, przeznaczony wyłącznie do obiegu internetowego. Zdjęcie powstałe jako takie, nigdy nie zostało wyprodukowane w materialnej formie, a przez to skazane było na niekończącą się tymczasową reprodukcję na ekranach wyświetlaczy, by po chwili znikać w niebyt i znów być wskrzeszanym na krótką chwilę. Zdjęciu temu nieszczęsnemu dolegał całkowity brak aury.
Było to prawdą do czasu, gdy artysta wyrwał je z niedoli koła reprodukcji niczym dawniej Duchamp pisuar ze ściany i umieścił na postumencie w galerii nazywając dziełem.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki zdjęcie bez-sztuki stało się sztuką roztaczając wokół siebie wspaniałą aurę autentyczności.
Pani prof. Kozina przychyliła się do mojego wywodu.
Z opisanej przygody wyciągnąć można wnioski, że artysta może więcej, że byle-zdjęcie może stać się nad-zdjęciem, gdy artysta mogący więcej tego zapragnie, że dla polskich nauczycielek nagi mężczyzna jest czymś nieznośnym, ale kradzież zupełnie akceptowalna, zaś praca nie popłaca.
Zanim moje zdjęcia po raz pierwszy zagościły na ścianach galerii przebyłem długą, trwającą ponad 20 lat drogę. Okazuje się, że niepotrzebnie. Są łatwiejsze sposoby. Wystarczy zakasać koszulę, można też lekko się pochylić i poczekać, aż nadejdzie jakiś wielki artysta.
|
Backdoor to heaven |
*Walter Benjamin, Dzieło sztuki w dobie możliwości jego reprodukcji technicznej, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1975.