Jednego popołudnia wybraliśmy się z tatą na łąkę polatać. Tata latał modelem, a ja z aparatem.
Samolot latał szybko, ja wolniej. Po kilku okrążeniach zorientowałem się, że z taką techniką nie mam szans na udane zdjęcia.
Autofocus, zoom, inteligentne śledzenie obiektu, priorytet migawki czy przesłony zdały się na nic. Przelot samolotu w zasięgu strzału trwał mniej więcej jedną sekundę. Mój aparat w RAWie robi 2,5 klatki na sekundę. Szaleństwo!
Przykręciłem zatem starego, manualnego Sonnara, przymknąłem przysłonę do f/5,6, ustawiłem manualnie ekspozycję na niebo (brałem pomiar 'na światła' właśnie po to, by dobrze zachować niebo), ustawiłem ręcznie ostrość na 20m i spokojnie czekałem aż samolot wpadnie mi w kadr.
Kilka razy wpadł ;).
Czasy naświetlania rzędu 1/2000s zamroziły samolot na kamień.
Post-processing RAWu celowo pomijał szczegóły w cieniach, bo uznałem, że tak jest fajnie.
Dwa ostatnie zdjęcia, to już inna bajka. Fotografowałem model podczas manewru lądowania. Wykorzystałem technikę pannigu (trzeba gonić poruszający się obiekt starając się utrzymać go w tym samym miejscu w kadrze). Czasy naświetlania dla tych zdjęć to 1/40s. Jak widać o ile czasy takie są akceptowalne np. podczas portretowania ludzi, do samolotów nadają się tylko wtedy, gdy chcemy pokazać ich ruch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
Łukasz Cyrus