Jeszcze dwa przykłady ilustrujące wczorajszego posta.
Światło zastane wieczorne ma zasadniczą wadę - jest go mało. Nie martw się jednak. Nawet kiedy jest mało światła można zrobić ostre zdjęcie bez nadmiernego forsowania ISO. Przydatna bywa pewna ręka/stabilizacja obrazu/statyw. Osobiście korzystam z nich wszystkich.
Z drugiej strony wieczorne światło odwdzięcza się tym, że można robić zdjęcia nawet na tle nieba i jest szansa, że nie będzie ono przepalone, a pierwszy plan naświetli się poprawnie.
Jeszcze słówko o głębi ostrości.
Jak już wspominałem wcześniej lubię krótką za jej czarodziejski efekt. Kwestia gustu.
Pamiętaj jednak, że głębia ostrości zmienia się nie tylko przez zmianę liczby przysłony, ale również ze względu na odległość ostrzenia. Mówiąc po ludzku, przy tej samej przysłonie np. f/2 głębia ostrości będzie mniejsza kiedy ostrość ustawisz na 45cm niż kiedy ustawisz ją np. na 1m. Sprawdź!
Fotografia odklejona Łukasza Cyrusa
poniedziałek, 31 maja 2010
niedziela, 30 maja 2010
Kudłate kwiatki wieczorową porą
Dla jednych fotografowanie kwiatków może być pasją, dla innych to nuda. Osobiście botanikiem nie jestem, kwiatki lubię bo są ładne i kolorowe, ale żeby od razu je fotografować?! Tak było do czasu. Tegoroczna wiosna wszystko zmieniła. Wspominałem o tym w poprzednim poście.
Kiedy poznałem na co stać mojego starego Zeissa w warunkach pseudolaboratoryjnych, postanowiłem użyć go w warunkach polowych.
Podczas prób i testów zauważyłem, że obiektyw charakteryzuje się bardzo miękkim rysunkiem, szczególnie w warunkach świetlnych o obniżonym kontraście. Spokojnie czekałem zatem na nadejście wieczoru.
Wieczorne niebo nade mną było już ciemne. Zachodnia część nieba była o wiele jaśniejsza, ale dosyć mocno przesłonięta zabudowaniami.
Kiedy się nad tym dokładniej zastanowić, to tak jakbym duży softboks ustawił nisko nad ziemią na godzinie 11. Softboks ten świeciłby słabo, ciepłym światłem. Można to osiągnąć zakładając filtr żelowy pomarańczowy (CTO) na lampę, a jej moc zredukować do minimum. Jeśli nie masz softboksa i lampy błyskowej, żarnik budowlany przez prześcieradło zrobi to samo.
Nad kwiatkami zawiesiłbym duży ekran rozpraszający, 2x2m, albo drugie prześcieradło. W ten ekran należałoby zaświecić drugą lampą, której kolor światła musiałby być odpowiednio zimniejszy niż tej z softboksa. Dokładnie tak samo, jak niebo po zachodzie robi się zimne, niebieskawe nad nami i ciepłe, jaśniejsze na zachodzie. Lampę nad ekranem trzeba zażelować na niebiesko (CTB). Nie wymyśliłem jednak rozsądnego rozwiązania dla światła żarowego. Szczerze nie mam pojęcia jak zmienić barwę światła żarnika budowlanego bez ryzyka spalenia filtra. Przypuszczam jednak, że istnieją filtry odporne na wysoką temperaturę. Sam ich jednak nie używam.
Dlaczego ja to wszystko piszę, skoro i tak powyższe zdjęcia zrobiłem przy świetle zastanym? Otóż tego pierwszego wieczora w ogródku uświadomiłem sobie, że fotografia kwiatów, nawet jeśli nie jesteś wielkim fanem flory, jest doskonałym sposobem ćwiczenia widzenia i rozumienia światła. Dzięki niewielkiemu rozmiarowi kwiatów możemy z rozmachem wpływać na światło je otaczające przy pomocy niewielkich modyfikatorów (blend, parasolek czy prześcieradeł) - spróbuj łatwo wpłynąć na oświetlenie Pałacu Kultury. Małe rzeczy łatwiej oświetlić niż duże. Jeśli ich jednak nie oświetlasz osobiście, a pozwalasz zrobić to światłu zastanemu, również o wiele łatwiej jest obejść dookoła kwiatek niż Stadion Śląski i sprawdzić jak jest oświetlony z każdej strony. Trzeba patrzeć i reagować.
Analizując powyższe zdjęcia widać, że ustawiłem się pod światło zachodzącego słońca. Jednak bezpośrednie promienie słoneczne nie docierały do kwiatków. Po prostu jasność i kolor nieba zmieniały się stopniowo nade mną. Jaśniejsze niebo na godzinie 11 oświetliło kwiaty kontrowo dodając kwiatom faktury, a zdjęciu trójwymiarowości. Ciemniejsze niebo nade mną dostarczyło miękkiego światła, które wydobyło kolory. Światło odbite od wszystkiego wokół wypełniło cienie.
Chyba każdy rodzaj światła jaki spotykamy w naturze możemy odtworzyć w studiu i prawie każde światło wymyślone w studiu można spotkać w przyrodzie. Trzeba obserwować i być pomysłowym.
Jako ciekawostkę dodam, że schemat oświetlenia wykorzystany tutaj, to ten sam, z którego skorzystałem robiąc zdjęcia Patrycji na Pustyni Błędowskiej. Jak widać schemat sprawdza się równie dobrze w portrecie i fotografii detalu. Wszystko czego Ci trzeba to zachód słońca i może jedna blenda.
Moje wnioski z wycieczki do ogródka. Wieczór to dobra pora na fotografowanie kwiatów - niski kontrast. Kwiaty są delikatne, niech i światło jest delikatne - unikaj światła bezpośredniego, miękkie światło ładnie wydobywa kolor. Jeśli zdecydujesz się na fotografowanie pod światło, jest szansa na trzeci wymiar zdjęcia. Finalny wniosek - głębia ostrości. Hm, myślę, że to kwestia gustu. Większa głębia pokaże obiekt w całej okazałości. Osobiście wolę obraz odrobinę bardziej romantyczny, nastrojowy i magiczny. Wolę głębię krótką.
Kiedy poznałem na co stać mojego starego Zeissa w warunkach pseudolaboratoryjnych, postanowiłem użyć go w warunkach polowych.
Podczas prób i testów zauważyłem, że obiektyw charakteryzuje się bardzo miękkim rysunkiem, szczególnie w warunkach świetlnych o obniżonym kontraście. Spokojnie czekałem zatem na nadejście wieczoru.
Wieczorne niebo nade mną było już ciemne. Zachodnia część nieba była o wiele jaśniejsza, ale dosyć mocno przesłonięta zabudowaniami.
Kiedy się nad tym dokładniej zastanowić, to tak jakbym duży softboks ustawił nisko nad ziemią na godzinie 11. Softboks ten świeciłby słabo, ciepłym światłem. Można to osiągnąć zakładając filtr żelowy pomarańczowy (CTO) na lampę, a jej moc zredukować do minimum. Jeśli nie masz softboksa i lampy błyskowej, żarnik budowlany przez prześcieradło zrobi to samo.
Nad kwiatkami zawiesiłbym duży ekran rozpraszający, 2x2m, albo drugie prześcieradło. W ten ekran należałoby zaświecić drugą lampą, której kolor światła musiałby być odpowiednio zimniejszy niż tej z softboksa. Dokładnie tak samo, jak niebo po zachodzie robi się zimne, niebieskawe nad nami i ciepłe, jaśniejsze na zachodzie. Lampę nad ekranem trzeba zażelować na niebiesko (CTB). Nie wymyśliłem jednak rozsądnego rozwiązania dla światła żarowego. Szczerze nie mam pojęcia jak zmienić barwę światła żarnika budowlanego bez ryzyka spalenia filtra. Przypuszczam jednak, że istnieją filtry odporne na wysoką temperaturę. Sam ich jednak nie używam.
Dlaczego ja to wszystko piszę, skoro i tak powyższe zdjęcia zrobiłem przy świetle zastanym? Otóż tego pierwszego wieczora w ogródku uświadomiłem sobie, że fotografia kwiatów, nawet jeśli nie jesteś wielkim fanem flory, jest doskonałym sposobem ćwiczenia widzenia i rozumienia światła. Dzięki niewielkiemu rozmiarowi kwiatów możemy z rozmachem wpływać na światło je otaczające przy pomocy niewielkich modyfikatorów (blend, parasolek czy prześcieradeł) - spróbuj łatwo wpłynąć na oświetlenie Pałacu Kultury. Małe rzeczy łatwiej oświetlić niż duże. Jeśli ich jednak nie oświetlasz osobiście, a pozwalasz zrobić to światłu zastanemu, również o wiele łatwiej jest obejść dookoła kwiatek niż Stadion Śląski i sprawdzić jak jest oświetlony z każdej strony. Trzeba patrzeć i reagować.
Analizując powyższe zdjęcia widać, że ustawiłem się pod światło zachodzącego słońca. Jednak bezpośrednie promienie słoneczne nie docierały do kwiatków. Po prostu jasność i kolor nieba zmieniały się stopniowo nade mną. Jaśniejsze niebo na godzinie 11 oświetliło kwiaty kontrowo dodając kwiatom faktury, a zdjęciu trójwymiarowości. Ciemniejsze niebo nade mną dostarczyło miękkiego światła, które wydobyło kolory. Światło odbite od wszystkiego wokół wypełniło cienie.
Chyba każdy rodzaj światła jaki spotykamy w naturze możemy odtworzyć w studiu i prawie każde światło wymyślone w studiu można spotkać w przyrodzie. Trzeba obserwować i być pomysłowym.
Jako ciekawostkę dodam, że schemat oświetlenia wykorzystany tutaj, to ten sam, z którego skorzystałem robiąc zdjęcia Patrycji na Pustyni Błędowskiej. Jak widać schemat sprawdza się równie dobrze w portrecie i fotografii detalu. Wszystko czego Ci trzeba to zachód słońca i może jedna blenda.
Moje wnioski z wycieczki do ogródka. Wieczór to dobra pora na fotografowanie kwiatów - niski kontrast. Kwiaty są delikatne, niech i światło jest delikatne - unikaj światła bezpośredniego, miękkie światło ładnie wydobywa kolor. Jeśli zdecydujesz się na fotografowanie pod światło, jest szansa na trzeci wymiar zdjęcia. Finalny wniosek - głębia ostrości. Hm, myślę, że to kwestia gustu. Większa głębia pokaże obiekt w całej okazałości. Osobiście wolę obraz odrobinę bardziej romantyczny, nastrojowy i magiczny. Wolę głębię krótką.
poniedziałek, 24 maja 2010
Detal - nowe inspiracje
Wczesną wiosną tego roku kolega mój Tadeusz (Twardziel z jednego z wcześniejszych postów) intensywnie poszukiwał nowego aparatu fotograficznego, a w zasadzie całego systemu, na który musiał się zdecydować. Siłą rzeczy dałem się wciągnąć w rozliczne wielogodzinne dyskusje i analizy dostępnych aparatów i akcesoriów. Jako człowiek dokładny, z perwersyjną wręcz radością testowałem kolejne obiektywy i czytałem przeróżne artykuły.
Dosyć niespodziewanie zaowocowała owa wczesna wiosna nową pasją fotograficzną.
Pasją fotografii detalu ściślej rzecz ujmując.
Co tu dużo mówić, wpadłem jak śliwka w kompot.
Zwykłe rzeczy. Rzeczy, których świadomość istnienia owszem miałem, nagle zaczęły przyciągać moje oczy jak magnes żelazo.
Możliwość zobaczenia ich w sposób w jaki ich na co dzień nie widzę, wywołuje żądzę nieustannego katowania mojej steranej migawki.
A wszystko zaczęło się od obiektywów... Jak wiadomo, tej najważniejszej części całego zestawu fotograficznego. W końcu to obiektyw "decyduje" jak zdjęcie będzie wyglądać. Choć w głębi zawsze byłem o tym przekonany, dopiero porównania różnych obiektywów o podobnych parametrach sprawiły, że świadomość ta uderzyła mnie z siłą tramwaju linii 9, który hałasuje 100 razy dziennie w mojej okolicy. I finalnie przyznać muszę, że słowa jak "gorszy, lepszy czy najlepszy" teraz zdają mi się jakieś nieczytelne.
W toku wiosennych porównań wykonywaliśmy z Tadziem dziesiątki zdjęć różnymi obiektywami w podobnych warunkach i zadanych ustawieniach. A potem porównywaliśmy rezultaty. Wyszukiwaliśmy mocne i słabe strony każdego z obiektywów, a potem znajdowaliśmy dla nich dobre zastosowanie.
Ta fantastyczna przygoda sprawiła, że bardziej świadomie wybieram obiektyw do planowanego zdjęcia. A wybór nie ogranicza się do ogniskowej, liczby przesłony czy ślepej wiary w wyniki testów laboratoryjnych, że dany obiektyw jest NAJLEPSZY.
Wybieram sprzęt, który ja uważam za najlepszy do aktualnych potrzeb i na miarę możliwości.
Stąd płynie dobra rada dla każdego chyba. Poznaj swój sprzęt. Poświęć trochę czasu na wykonanie zdjęć próbnych. Sprawdź jak twoje obiektywy działają pod światło, jaki przenoszą kontrast, jak oddają kolory, ostrość obrazu, rozmycie tła. Znajdź defekty i zalety. Sprawdź jak to wszystko zmienia się wraz ze zmianą liczby przesłony. A potem wyciśnij ze sprzętu ile się da.
Idąc tym właśnie tropem, umiłowałem sobie fotografię detalu za pomocą obiektywu Carl Zeiss Jena DDR Pancolar auto 1,8/50mm MC. Nie wybrałem go przez to, że jest najlepszy. Przeciwnie, jest to chyba jeden z najgorszych obiektywów Zeissa, a do tego jest bardzo stary i żeby go przykręcić do mojego aparatu muszę stosować specjalny adapter. Do tego obiektyw nie współpracuje z automatyką aparatu i wszystko trzeba ustawiać ręcznie. W zamian otrzymuję cechy obrazu, których poszukiwałem od dawna.
Obiektyw ten ze względu na swoją ogniskową 50mm daje naturalny kąt widzenia, ale dzięki współpracy z niepełnowymiarową matrycą uzyskuję z niego 75mm. Jeśli dołożyć do tego jego zdolność ostrzenia od 35cm, mamy całkiem niezły obiektyw do robienia detalu. Ale to nie jest dla mnie najważniejsze. Cechą, którą cenię najbardziej w Pancolarze, to sposób rozmycia tła. Każdy ma swój ideał, dla mnie ten jest ideałowi bliski. Obiektyw jest jasny (f/1,7) i miękki w rysunku, głębia ostrości ultrakrótka, ostrzy z bliska, kolory odwzorowuje ładnie. Obrazy z niego wychodzą wręcz baśniowe.
Po raz pierwszy na blogu zdjęcia bez ludzi. Zdjęcia te pochodzą z owych wczesnowiosennych testów obiektywnych :). Krótko potem zanurkowałem z Zeissem w krzaki i grządki, i tam już na dłużej zostałem. Ale o tym później.
Dosyć niespodziewanie zaowocowała owa wczesna wiosna nową pasją fotograficzną.
Pasją fotografii detalu ściślej rzecz ujmując.
Co tu dużo mówić, wpadłem jak śliwka w kompot.
Zwykłe rzeczy. Rzeczy, których świadomość istnienia owszem miałem, nagle zaczęły przyciągać moje oczy jak magnes żelazo.
Możliwość zobaczenia ich w sposób w jaki ich na co dzień nie widzę, wywołuje żądzę nieustannego katowania mojej steranej migawki.
A wszystko zaczęło się od obiektywów... Jak wiadomo, tej najważniejszej części całego zestawu fotograficznego. W końcu to obiektyw "decyduje" jak zdjęcie będzie wyglądać. Choć w głębi zawsze byłem o tym przekonany, dopiero porównania różnych obiektywów o podobnych parametrach sprawiły, że świadomość ta uderzyła mnie z siłą tramwaju linii 9, który hałasuje 100 razy dziennie w mojej okolicy. I finalnie przyznać muszę, że słowa jak "gorszy, lepszy czy najlepszy" teraz zdają mi się jakieś nieczytelne.
W toku wiosennych porównań wykonywaliśmy z Tadziem dziesiątki zdjęć różnymi obiektywami w podobnych warunkach i zadanych ustawieniach. A potem porównywaliśmy rezultaty. Wyszukiwaliśmy mocne i słabe strony każdego z obiektywów, a potem znajdowaliśmy dla nich dobre zastosowanie.
Ta fantastyczna przygoda sprawiła, że bardziej świadomie wybieram obiektyw do planowanego zdjęcia. A wybór nie ogranicza się do ogniskowej, liczby przesłony czy ślepej wiary w wyniki testów laboratoryjnych, że dany obiektyw jest NAJLEPSZY.
Wybieram sprzęt, który ja uważam za najlepszy do aktualnych potrzeb i na miarę możliwości.
Stąd płynie dobra rada dla każdego chyba. Poznaj swój sprzęt. Poświęć trochę czasu na wykonanie zdjęć próbnych. Sprawdź jak twoje obiektywy działają pod światło, jaki przenoszą kontrast, jak oddają kolory, ostrość obrazu, rozmycie tła. Znajdź defekty i zalety. Sprawdź jak to wszystko zmienia się wraz ze zmianą liczby przesłony. A potem wyciśnij ze sprzętu ile się da.
Idąc tym właśnie tropem, umiłowałem sobie fotografię detalu za pomocą obiektywu Carl Zeiss Jena DDR Pancolar auto 1,8/50mm MC. Nie wybrałem go przez to, że jest najlepszy. Przeciwnie, jest to chyba jeden z najgorszych obiektywów Zeissa, a do tego jest bardzo stary i żeby go przykręcić do mojego aparatu muszę stosować specjalny adapter. Do tego obiektyw nie współpracuje z automatyką aparatu i wszystko trzeba ustawiać ręcznie. W zamian otrzymuję cechy obrazu, których poszukiwałem od dawna.
Obiektyw ten ze względu na swoją ogniskową 50mm daje naturalny kąt widzenia, ale dzięki współpracy z niepełnowymiarową matrycą uzyskuję z niego 75mm. Jeśli dołożyć do tego jego zdolność ostrzenia od 35cm, mamy całkiem niezły obiektyw do robienia detalu. Ale to nie jest dla mnie najważniejsze. Cechą, którą cenię najbardziej w Pancolarze, to sposób rozmycia tła. Każdy ma swój ideał, dla mnie ten jest ideałowi bliski. Obiektyw jest jasny (f/1,7) i miękki w rysunku, głębia ostrości ultrakrótka, ostrzy z bliska, kolory odwzorowuje ładnie. Obrazy z niego wychodzą wręcz baśniowe.
Po raz pierwszy na blogu zdjęcia bez ludzi. Zdjęcia te pochodzą z owych wczesnowiosennych testów obiektywnych :). Krótko potem zanurkowałem z Zeissem w krzaki i grządki, i tam już na dłużej zostałem. Ale o tym później.
niedziela, 23 maja 2010
środa, 12 maja 2010
poniedziałek, 10 maja 2010
Pati
Jak tylko skończyliśmy błyskać pustynnym komarom w oczy, przenieśliśmy się na pobliską sosenkę.
Choć nie było bardzo ciepło tego wieczora, dzielna Pati nie marudząc wcale, wyginała się jak jej sosna nakazywała.
Efekty są co najmniej zadowalające.
W tym wypadku skorzystaliśmy ze światła zastanego. Ze zdjęciami jednakże poczekaliśmy, aż zastaniemy słońce tuż pod linią horyzontu.
Niewielka ilość światła oczywiście nie ułatwia pracy, ale jego jakość jest nagrodą, o którą warto walczyć.
Słońce zaszło za Patrycją, gdzieś na godzinie pierwszej, rozświetlając mocniej tę część nieba, która zadziałała jak spory softbox oblewając Pati miękkim, tylnym światłem.
Reszta nieba, dosyć mocno zachmurzonego, robiła za wielgachną, białą blendę, która wypełniała cienie.
Niestety piasek, po którym chodziliśmy, nie dostarczał już wystarczającej ilości światła odbitego, aby wydobyć detale w "tylnej" części Pati. Tu z odsieczą przybyła wizażystka Renata ze złota blendą w ręku. Jeśli jeszcze nie zauważyliście blendy, to znajduje się ona w prawym, dolnym rogu zdjęcia :).
Istotną rolę odegrała też sama sosenka, która ze swoich gałązek uczyniła gęsty i ciemny parasol nad nami, a to pomogło w uzyskaniu bardziej kierunkowego światła - światło główne z tyłu i nisko, wypełnienie z boku i z dołu, ale cień z góry. Jedna sosenka, jedna blenda, kontrola jak w studiu.
Choć nie było bardzo ciepło tego wieczora, dzielna Pati nie marudząc wcale, wyginała się jak jej sosna nakazywała.
Efekty są co najmniej zadowalające.
W tym wypadku skorzystaliśmy ze światła zastanego. Ze zdjęciami jednakże poczekaliśmy, aż zastaniemy słońce tuż pod linią horyzontu.
Niewielka ilość światła oczywiście nie ułatwia pracy, ale jego jakość jest nagrodą, o którą warto walczyć.
Słońce zaszło za Patrycją, gdzieś na godzinie pierwszej, rozświetlając mocniej tę część nieba, która zadziałała jak spory softbox oblewając Pati miękkim, tylnym światłem.
Reszta nieba, dosyć mocno zachmurzonego, robiła za wielgachną, białą blendę, która wypełniała cienie.
Niestety piasek, po którym chodziliśmy, nie dostarczał już wystarczającej ilości światła odbitego, aby wydobyć detale w "tylnej" części Pati. Tu z odsieczą przybyła wizażystka Renata ze złota blendą w ręku. Jeśli jeszcze nie zauważyliście blendy, to znajduje się ona w prawym, dolnym rogu zdjęcia :).
Istotną rolę odegrała też sama sosenka, która ze swoich gałązek uczyniła gęsty i ciemny parasol nad nami, a to pomogło w uzyskaniu bardziej kierunkowego światła - światło główne z tyłu i nisko, wypełnienie z boku i z dołu, ale cień z góry. Jedna sosenka, jedna blenda, kontrola jak w studiu.
niedziela, 9 maja 2010
Pustynna Burza - Pati
Pati na pustyni |
Teraz o tym, jak powstało samo zdjęcie.
Kiedy Renata mozolnie nakładała kolejne warstwy makijażu na buzię Pati, ja sapiąc spacerowałem w głębokim piasku szukając odpowiedniego miejsca, a kiedy wszyscy byliśmy gotowi, zajęliśmy z góry upatrzone pozycje.
Pati miała za zadanie maszerować na paluszkach i wyglądać świetnie, Renata machać wielką blendą i robić "wschodni wiatr", a ja mówić "Uwaga! Raz, dwa, trzy...!" po czym włączać migawkę w trybie wyzwalania z dwusekundowym opóźnieniem, wysoko podnosić statyw z lampą i ryczeć "TERAZ!".
Ta rutyna, która znudziła nam się po osiemnastym razie, przerywana była okazjonalnymi podmuchami prawdziwego wiatru wschodniego. Wtedy to, nie bacząc na przeszkody musieliśmy się rzucać do innego statywu z lampą, gdyż wielka parasolka do niego przymocowana działała jak ekstrawagancki kite. My, w sensie Renata i ja. Patka miała się nie rzucać.
Lampy błyskały trzy. Trzy małe lampy Minolty zasilane bateryjkami AA.
Ta najbardziej oczywista, z prawej wysoko. Strumień światła ustawiony na 105mm.
Druga na statywie z parasolką po lewej. Tak blisko jak się dało.
Trzecia czołowa lampa aparatu dająca 1/3 mocy lamp pozostałych, jako wypełnienie.
Wszystkie lampy zostały zażelowane filtrami 1/2 CTO (Color Temperature Orange) w celu uzyskania przyjemnego odcienia skóry.
Ekspozycja w aparacie została uprzednio ustawiona dla tła - w trybie Manual. Przy zadanej liczbie przysłony czasem naświetlania zdecydujesz czy tło ma być jaśniejsze czy ciemniejsze. Resztę roboty odwalą za Ciebie te małe elektroniczne flashe, które są bardzo zmyślne, ponieważ w porozumieniu z aparatem całkiem dobrze dobierają moc błysku dla poprawnej ekspozycji. W większości wypadków wystarczy wprowadzić drobne korekty.
Niezależnie z jakiego systemu korzystasz, każdy producent ma coś takiego w swojej ofercie.
Więcej na temat małych lamp dowiesz się z bloga Strobist.
sobota, 8 maja 2010
Więcej Anki
Subskrybuj:
Posty (Atom)